Sabaton (+ Lordi, Babymetal) @ Atlas Arena Łódź 09.05.2023

    Niedawno miałam oazję uczestniczyć w jednym z koncertów zespołu Sabaton podczas aktualnie trwającej trasy The Tour To End All Tours. Koncert odbył się w łódzkiej Atlas Arenie. Bardzo lubię to miejsce jako miejsce koncertów, jednym potężnym minusem jest sam parking pod Areną. O ile jest blisko, wygodnie i bardzo dużo miejsca to wyjazd z niego po wydarzeniu to zdecydowanie zadanie dla osób cierpliwych. Wyjazd korkuje się tragicznie, jeżeli nie macie ochoty pchać się pomiędzy samochody ustawiające się do wyjazdu to przyda się zapas około godziny czasu, by spokojnie opuścić ten parking. Jeśli się będziecie spieszyć - nie wybierajcie parkingu bezpośrednio pod Atlas Areną (P1/Orientarium), tylko poszukajcie czegoś dalej. No ale wróćmy do rzeczy...




    O godzinie 18 otwarto bramki i zaczęto wpuszczać ludzi na koncert. Ja tym razem zajęłam wygodnie miejsce na trybunach, więc nie musiałam się bardzo spieszyć z wejściem, ponieważ i tak miałam je zagwarantowane. Do wejścia na trybuny służyły bramki oznakowane jako 25 i 3, natomiast by dostać się na płytę należało skorzystać z wejść o numeracji 12, 14 lub 16. Bramka z numerem 1 zarezerwowana była dla osób z niepełnosprawnościami, a także mediów i gości, czy laureatów konkursów. Każda bramka była opisana, ale gdy zebrały się spore kolejki to i tak część osób ustawiła się w tym niewłaściwych, dlatego ochrona nim rozpoczęła wpuszczanie ludzi przeszła się wzdłuż kolejki informując, że tędy wejdą na trybuny. Przy okazji informowali też osoby z plecakami, że powinni odłożyć je do samochodów, bądź depozytu, gdyż nie wolno było wnosić żadnych  toreb i plecaków, które pomieściłyby format a4 (najlepszym wyborem na koncert jest nerka, w której komfortowo zmieści się portfel, klucze i telefon, bądź mała torebka), a także, że nie wpuszczają z własnymi napojami. Myślę, że dzięki temu, że ochrona wcześniej przekazała niezbędne informacje to wejście do Atlas Areny przebiegło bardzo sprawnie, przynajmniej w mojej kolejce. 

    Pierwszy zespół który występował tego wieczoru to fińskie Lordi. Zespół ten możecie kojarzyć jako zwycięzcę 51 Konkursu Piosenki Eurowizji, podczas którego wystąpili z utworem Hard Rock Hallelujah. Grupa słynie ze swoich specyficznych kostiumów scenicznych... i tak sobie myślę, że chyba nie mam pojęcia jak w rzeczywistości wyglądają muzycy kryjący się za nimi. Kojarzę ich tylko z tych demonicznych strojów zainspirowanych filmami grozy. 

        Muzycy wyszli na scenę równo o godzinie 19. Szybko rozkołysali publiczność, na środku płyty pod sceną zaczęto tańczyć pogo - pojawił się nawet circle pit! Oprócz tego, że technicznie zespół wypadł bardzo dobrze na uwagę zasługuje również ogromna charyzma wokalisty. Bardzo szybko nawiązał on pozytywny kontakt z publicznością, a pomiędzy piosenkami żartobliwie wypowiadał się o swoim występie, czym zapewne wzbudził sympatię większości osób na publice. Poniżej setlista którą zaprezentowało Lordi: 

Dead Again Jayne
Would You Love a Monsterman?
Thing in the Cage.
Blood Red Sandman. 
Lucyfer Prime Evil.
Devil Is a Loser
Who's Your Daddy?
Hard Rock Hallelujah.

    Nawet nie wiem w którym momencie minęło 40 minut, które zespół miał przeznaczone na swój występ jako pierwszy support tego dnia. A schodząc ze sceny pozostawił za sobą tylko ochotę na trochę więcej. Jeżeli w przyszłości będę mieć możliwość iść na ich koncert - pójdę bez zastanowienia. 

    Przez kolejne 20 minut przygotowywano scenę na występ kolejnego zespołu. Gdy wybiła godzina 20 na scenę wyszedł japoński zespół Babymetal. Myślałam, że pierwsze problemy techniczne z dźwiękiem szybko zostaną zażegnane, ale tak się nie stało. Zespół grał bardzo głośno, głośniej nawet niż gwiazda wieczoru, dźwiękowiec widocznie nie poradził sobie z dobraniem odpowiedniego poziomu. Cały ich występ to był głównie jeden wielki stukot. Nie było słychać wyraźnie gitar, nie wspominając nawet o wokalu, tylko jedno wielkie dudnienie, które na dłuższa metę było męczące. Z trybun wiele osób wyszło podczas tego występu. 
   
     Nie jestem w stanie ocenić też  tego występu od strony wizualnej. Widać było z daleka, że dziewczyny tańczą skomplikowane układy taneczne, jednak z trybun niewiele było widać, a przy ich występie nie były użyte telebimy. Być może one nieco by ten występ podratowały. Mimo wszystko podziwiam dziewczyny za kondycję! Setlista, jaka została zaprezentowana to:

Babymetal Death
Megatsune
PA PA YA!
Mirror Mirror
Monochrome
Gimme Chocolate!!
Road of Resistance

    Podobnie jak pierwszy support zespół Babymetal opuścił scenę po 40-sto minutowym występie, by dać czas technicznym na przygotowanie sceny pod występ gwiazdy wieczoru... no i coś nie wypaliło! ;) 

    Ściemniały ponownie światła, zaczęła lecieć muzyka, wizualizacja na telebimie. Nagle słychać było ogromny huk i zrobiło się totalnie ciemno. Pięć minut zamieszania i zaczęto jeszcze raz, od nowa. Jak się okazało pirotechnika nie wypaliła. Za drugim podejściem jednak już wszystko poszło tak, jak być powinno. Na scenie pojawił się zespół, a naszym oczom ukazał się czołg, na którym ustawiona była perkusja - wow! 

    To był pierwszy raz, gdy widziałam ten zespół na żywo, a szczerze powiedziawszy to przed koncertem nie byłam zbytnio zaznajomiona z ich twórczością, więc nie wiedziałam czego się spodziewać po tym występie. Wokalista powitał wszystkich fanów - starych i nowych słowami "witajcie w rodzinie". Zrobiło się jakoś totalnie miło. Między piosenkami były przerywniki na pogawędkę. Joakim Borden zapoznał nas też ze swoim zaufanym technicznym - Andym. Andy miał tego wieczoru zadanie bojowe, gdyż co jakiś czas z publiki dało się słyszeć zniecierpliwione wołanie "Jeszcze jedno piwo!". Wtedy techniczny wkraczał do akcji, by wokalista mógł wypić zdrowie swoich fanów. 

    Technicznie wszystko brzmiało bardzo dobrze, wyraźnie można było usłyszeć dźwięki instrumentów i wokal, a do końca występu nie było już żadnych innych problemów z pirotechniką. Generalnie bardzo ciekawe przeżycie, ale zastanawiam się jak całość przetrwały osoby pod sceną. Ja siedziałam na trybunach, dość daleko, a w momencie, gdy pojawiał się ogień na scenie (w zasadzie chyba w każdej piosence, albo przynajmniej w co drugiej) to serio robiło się bardzo gorąco w Arenie. Nie wiem, czy pirotechnika to najlepszy pomysł w zamkniętej hali. Mimo to widowisko było niesamowite. 




Poniżej setlista, którą zespół wybrał na ten wieczór:

Ghost Division
Bismarck
The Last Stand
Into the Fire 
Carolus Rex
Winged Hussars
Sarajevo
Stormtroopers
1916 (cover Motorhead)
Solider of Heaven 
Dreadnought
The Red Baron
Father
The Attack of the Dead Men
Christmas Truce

~

Primo Victoria
Swedish Pagans 
To Hell and Back

Podsumowując - było całkiem fajnie! Z chęcią wybrałabym się jeszcze raz również na koncert zespołu Sabaton. I wam wszystkim również szczerze polecam. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

X Japan @ WEMBLEY ARENA LONDYN 4.03.2017 (wspomnienie)

Jak feniks z popiołów...